Wydawać by się mogło, że jedna godzina, którą wstajemy wcześniej to niewiele. Jednak jeśli pomyślimy, ile czasu spędzamy w ciągu dnia na spaniu i pracy, a także wykonywaniu innych obowiązków – okazuje się, że jedna godzina więcej, którą możemy poświęcić na rozwój naszych zainteresowań, to naprawdę bardzo wiele czasu.
Dlaczego jednak trzeba „zmuszać się” do wstawania wcześniej, zamiast po prostu (co wydaje się być łatwiejsze) – kłaść się później spać? Cóż… jeśli faktycznie chcemy wykorzystać tę godzinę na coś produktywnego – godzina wieczorem nie da nam takich samych efektów, jak ta o poranku. Wieczorem jesteśmy już po prostu zmęczeni. Dodatkowo – jeśli z samego rana zajmiemy się czymś, co nas rozwija i/lub pasjonuje – ładujemy się pozytywną energią na cały następny dzień.
Warto jednak podejść do tego nie jak do poświęcenia i przymuszania się do czegoś, ale do szansy na zyskanie (w końcu!) czasu na to, na co wcześniej go nie mieliśmy. Dobrze jest także przygotować w odpowiedni sposób poranny rytuał, by faktycznie pozwolił on nam się obudzić i maksymalnie wykorzystać tę godzinę.
Mi pomaga kubek yerba mate. Już sam aromat jest pobudzający, a do tego napój ożywia nie tylko ciało, a także i umysł. Sprawia, że mogę lepiej się skoncentrować i więcej zapamiętuję. Mam też świadomość, że jest to dla mnie zdrowe (w przeciwieństwie do porannego picia kawy).
Bardzo dobrze jest także tuż przed snem w myślach przejść cały poranny rytuał. Im lepiej sobie wyobrazimy poranek – tym łatwiej przyjdzie nam poranne wstanie i rzeczywiste „odprawienie” tego rytuału. Dzięki temu dajemy wyraźny sygnał do podświadomości, a sami przygotowujemy się do tego, by bez ociągania wstać. Jednym słowem – wyrabiamy w sobie odpowiedni nawyk.